środa, 1 listopada 2017

12. Przestań płakać Boże. Przecież jesteś już dużym chłopcem.

      
     Jest mnie tutaj jak na lekarstwo, wiem. Ale wiem też, że zawsze mogę tutaj przyjść i zaszyć się w tych wyimaginowanych słowach.
     Jestem słaba i bardzo Was potrzebuję. Jak nigdy wcześniej. 
    Pisząc to opowiadanie nie sądziłam, że kiedyś będzie tak trudno, że problemy Emily staną się po części moimi problemami - możliwe, iż jestem chora. Ilość sprzecznych informacji, jakie spływają do mnie od czterech miesięcy, czasami mnie załamuje. 
     Najgorsze jest czekanie.

__________

-Wiesz sądzę, że on naprawdę się zmienił. Jakby wydoroślał.. – mówiła głaszcząc jej mokre czoło – Przyznaję, że nie przepadałam za nim kiedyś przez to, że był taki lekkomyślny i zadufany w sobie. Cały ten czas zastanawiałam się, co ty w nim widzisz i bałam się, że któregoś dnia staniesz przed naszymi drzwiami ze łzami w oczach, które wylewać będziesz przez niego.
-Doczekałaś się.
-To nie tak. Nie chciałam tylko żebyś cierpiała przez takiego dzieciaka.
-Dobrze wiesz, że moje odejście było spowodowane czymś innym.
-Wiem.
-Ja naprawdę byłam z nim szczęśliwa. Nauczyłam się żyć w jego świecie, choć nigdy za nim nie przepadałam. Ale kochałam go tak, że zgodziłabym się żyć w nim tylko dlatego, aby on mógł się spełniać.
-A co z tobą?
-Ja byłam najmniej ważna.
-Byłaś i jesteś dorosła, nie mogę namawiać cię do zmian, pomimo iż jestem twoją matką. To twoje życie Emily. Skoro uważasz, że jest ci lepiej bez niego, to ja przyjmuję to z uśmiechem.
-Wcale tak nie jest, sama dokładnie o tym wiesz.
-Każda matka byłaby dumna z takiego dziecka, jak ty.
-To, że poświęciłam swoje uczucia, nie oznacza, że jestem bohaterką narodową. – przymknęła powieki i naciągnęła koc na swe chude ramiona – Chciałam tylko, aby z naszej dwójki chociaż on był szczęśliwy…
-Postąpiłaś bardzo szlachetnie, ale czy ty kiedykolwiek zastanowiłaś się, czy osiągnęłaś swój cel? Czy Tom bez ciebie jest naprawdę szczęśliwy?
-Samo to, że nie żyje z ślepą dziewczyną, jest jego największym szczęściem.


*


     Przemierzył kilkadziesiąt kilometrów w totalnej ciszy. Nawet silnik jego samochodu, na który ostatnimi czasy tak narzekał, jakby zamknął się na ten czas. Myślał, kalkulował.. Czuł w sobie nie małą siłę, a już za chwilę bezradność, w której się topił. Przerażała go myśl, że jest niewidoma. Podtrzymywał przy równym oddechu zaś fakt, że czuje do niej coś nieokreślonego i bezgranicznie mocnego.


Tak, to już dorosłość.


     Z amoku wyrwał go dźwięk kontrolki, która poinformowała go o niskim poziomie benzyny w zbiorniku. Westchnął cichutko i zjechał na lewy pas, aby zawrócić do najbliższej stacji. Kiedy już się na niej znalazł, zapadał zmrok. Wysiadł niepostrzeżenie i podszedł do okienka, w którym siedziała jakaś kobieta. Po drodze mruknął do przechodzącego pracownika, aby ten zatankował do pełna.
-Dobry wieczór. – wyszeptał sucho.
-Dobry wieczór. Coś podać?
-Tak. Paczkę Mallboro i płacę za benzynę. – wymówił szybko, jakby bał się, że za chwilę zostanie przyłapany na przestępstwie. – Mogę płacić kartą?
-Tak, oczywiście. – zażenowany swoim głupim pytaniem, wyjął kartę kredytową i podał jej ekspedientce. Szybko wpisał potrzebny pin, a następnie w blasku światła odbitego spotkał jej rozochocony wzrok.
-Tom Kaulitz? – zapytała z szerokim uśmiechem – Moja córka przepada za wami i za waszą muzyką. Bardzo cieszyła się, kiedy miałeś dziewczynę. I ten ślub… bardzo przeżywała to wszystko i całym sercem była z tobą… A co dzieje się teraz z Emily?
-Takie gadanie chyba nie należy do obowiązków ekspedientki na stacji benzynowej, prawda?- zapytał ze sarkazmem i prawie wyrwał jej kartę z rąk.
-Byłam wścibska. Przepraszam.
-Dobranoc.
Zapalił papierosa i odjechał z piskiem opon. Nie chciał wracać do domu, ale i nie chciał jechać spać do Andreasa. Pragnął spokoju i kroplę czułości, jakiej nie dostawał już nawet od własnej matki.


*


-Emily! Nareszcie odebrałaś telefon. Przepraszam, że to wszystko tak wyszło. Ale ja byłem tam, tuż obok w sąsiednim pokoju. Ktoś zemdlał i poszukiwali lekarza. Pobiegłem tam tylko na chwilę, a kiedy wróciłem spotkałem tylko rozłoszczonego Kaulitza, który był mega wkurzony na brata. Od nikogo nie dowiedziałem się nic konkretnego.. A potem ty nie odbierałaś telefonu. Nawet nie wiem, jak mam cię przepraszać…
-Nie ma sprawy Jake. Nie jestem na ciebie zła, a teraz przepraszam, ale jestem zmęczona. Dobranoc. – odrzuciła telefon, nie mogąc słuchać już natłoku jego słów. Choć wiedziała, że sprawia mu przykrość, to teraz zbyt bardzo ją irytował, aby mogła cokolwiek sensownego wydukać.


*


-Mówił ci ktoś, że czasami jesteś strasznie irytujący?
-Tak, ty tydzień temu.
-Dzisiaj to stwierdzam ponownie.
-Dzięki.
-I nic z tym nie zrobisz?
-Nie.
-Nawet jeśli cię o to poproszę?
-Jeśli się zmienię, to nie będę już tą osobą, w której się zakochałaś. – odparł, cwaniacko zagryzając dolną wargę.
-Skąd ci przyszło do głowy, że jestem tobie zakochana?
-Mówisz tym każdej nocy, kiedy na dobranoc, całuję twój nagi obojczyk.
-Sarkastyczny egoista. – rzuciła i powróciła do czytania książki.
-Chyba mi nie powiesz, że to jak twoje ciało wzdryga przy moim dotyku, nie jest na to dowodem?
-I w dodatku, zakochany w sobie.
-A ja i tak wiem, że kochasz tego sarkastycznego, zakochanego w sobie egoistę.
-Tak, kocham cię właśnie za te cechy.


     Kiedy otworzył oczy, ziewnął przy tym doniośle. Potarł ramiona, na których widoczna była gęsia skórka, którą nabył przez całą noc spędzoną w samochodzie, na parkingu marnego marketu. Przetarł zaspane jeszcze oczy i otworzył drzwi samochodu. Wysiadł, wyprostował kości i zapalił, delektując się każdym wciąganym do swych płuc kłębkiem dymu.


*


-Mamo, gdyby pojawił się Jake, wymyśl coś, abym nie musiała się z nim widzieć.
-Już tutaj był..
-Jak to?
-Wstąpił, kiedy rano jechał do szpitala. Przywiózł kwiaty i przeprosiny za wczoraj. – powiedziała z uśmiechem. – Dzwonił również tato, mówił że wraca za trzy dni.
-To super.
-Ma dla nas prezenty.
-Podwójne super. – zmarszczyła czoło i oparła się o framugę drzwi kuchennych.
-Ubierz kapcie, bo zachorujesz. Mas bose stopy.
-Nie mogłam znaleźć.
-Zaraz ci przyniosę. – ucałowała jej policzek i szybko pobiegła na górę, w poszukiwaniu obuwia. Emily usiadła za kuchennym stołem i oparła głowę za swoich rękach. Po chwili jednak wyczuła różany zapach, którymi pachniały zapewne owe kwiaty. Wstała i wysunęła prawą dłoń do przodu, aby móc namacać przeszkody. Po chwili poczuła opuszkami palców delikatne kształty róż, z których usunięte zostały starannie kolce. Uśmiechnęła się mimo woli i szczelniej okryła swoje ciało szlafrokiem, kiedy w domu dał się słyszeć dzwonek do drzwi.
-Mamo!
-Tak, już schodzę. – usłyszała z daleka, a po chwili dochodził dźwięk zbiegających po schodach stóp. – Proszę, znalazłam. Były w łazience. – mówiła radośnie, i podała córce zagubione kapcie.
-Mamo, jeśli to Jake, to wymyśl coś. Jeszcze śpię, albo już wyszłam. – mówiła szybko – Ja będę w salonie.
-Dobrze, ale wiesz że rozmowy z nim nie unikniesz.
-Tak, tak wiem.
Blondwłosa szybko udała się do salonu, gdzie zamykając za sobą drzwi, cichutko usiała na kanapie i przysłuchiwała się rozmowie zza ściany.


*


     Serce nie biło mi tak jeszcze chyba nigdy. Tekst, który ułożyłem sobie w nocy, teraz ulotnił się gdzieś w przestworzach, co strasznie mnie irytowało i dokładało mi dodatkowo więcej stresu.


‘zerwany nocą kwiat. już czas.


-To ty. – usłyszałem zaraz po otwarciu drzwi. – Przepraszam, nie spodziewałam się ciebie. – wydukała po chwili i otworzyła szerzej drzwi. – Zapraszam, wejdź. Nie będziemy rozmawiać w drzwiach.
-Dzień dobry. – powiedziałem po chwili. – Przepraszam, że o takiej porze i bez uprzedzenia, ale bałem się, że gdy zawiadomię państwa o swojej wizycie, nie zastanę w domu Emily.
-Ach Tom, ja nie wiem czy to jest dobry pomysł. – powtarzała teksty z wczorajszego dnia. – To znaczy.. Emily jest, ale nie licz na wiele. Nawet nie wiem czy cię przyjmie. Poza tym, ja nie chcę, aby ona znów cierpiała, zrozum. – jej potok słów powodował, że znów zacząłem wątpić w swoje przemyślenia i postanowienia.
-Chcę tylko z nią porozmawiać, nic więcej. – wydukałem na jednym wydechu i wtedy zobaczyłem, jak z boku otwierają się drzwi.
-Jeśli to ma pomóc, to porozmawiajmy.
-Em.. ?
-Daj spokój mamo, nie możemy tego przeciągać. – wyszeptała ze spuszczonym wzrokiem, a moje wnętrzności zamarzały od środka. – Daj mi tylko 10 minut, Tom. No może więcej, bo sam rozumiesz, ślepi potrzebują więcej czasu..
-Em! – Marie nie wytrzymała, a ja w ogóle nie zareagowałem. 
     Stałem tak ze wzrokiem wlepionym w jej postać. Czułem się, jakby ktoś dał mi narkozę i odliczając czekał, aż zasnę. Na prośbę Marie, nieprzytomnym krokiem podążyłem do kuchni, gdzie usiadłem i zamknąłem oczy. Niewyobrażalność rzeczy niewyobrażalnych. Zawsze moim największym strachem było najgorsze wspomnienie z dzieciństwa. Byłem wtedy tylko dzieckiem. Tylko i aż! Niektórym wydaje się, że dzieci nie czują tego co dorośli, nie rozumieją świata, który otacza ich ze wszystkich stron. Mógłbym powiedzieć wiele na ten tema Jestem żywym dowodem, że to nie prawda! Byłem tylko dzieckiem, ale czułem aż za dużo. Do dziś nęka mnie ta wizja, jak on wychodzi z czarną torbą w ręce. Nie ogląda się za siebie. Nie szuka Nas wzrokiem, tylko po prostu wychodzi. Wsiada do swojego auta. Ten pamiętny pisk opon i kłębka szarego pyłu, który uniósł się za odjeżdżającym samochodem. Pamiętam. Razem z Billem siedziałem wtedy w jego pokoju, przy malutkim oknie. Drżałem, ale nie z zimna, tylko ze strachu. Bo już wtedy wiedziałem, że dzieje się coś złego. Poznałem to po podniesionym tonie głosu ojca, po łzach spływających po delikatnych policzkach mamy. I ten niezapomniany trzask frontowych drzwi. Do dziś, w najgorszych nocnych koszmarach, on mnie prześladuje. Czuję wtedy, jakby ktoś wyrywał mi duszę z odłamkiem serca, które zaczyna bić szalenie szybko, jakby za chwilę miało wyskoczyć.


Krzyczysz, że to niesprawiedliwe! Mówisz, że miałeś wtedy tylko 6 lat!
Szepczesz, że byłeś dzieckiem. Dzieckiem, które widziało i usłyszało wtedy za wiele.


-Jest na górze. Możesz do niej iść. – usłyszałem w końcu tuż za plecami. – Tylko proszę spraw, aby już nie płakała.


A serce przestało bić.